Przejdź do głównej zawartości

edukacja, szkoła w chmurze

#MicrosoftMówi: Cyfrowa szkoła – rzeczywistość czy jedynie mrzonka? Rozmowa z dyrektorem szkoły podstawowej w Ząbkach.

Od lat obserwuję, jak rozwija się polska edukacja. Tak wiele mówi się o cyfrowej szkole. Tylko, czy polskie szkoły są cyfrowe, czy są nowoczesne i czy używają technologii w procesie nauczania? Chcąc sprawdzić, czy najnowocześniejsze metody nauczania i zarządzania szkołą są już obecne na polskim rynku, pomyślałam, że warto zapytać o to kogoś, kto rozwijał taką placówkę od podstaw. Postanowiłam spotkać się z Tomaszem Łukawskim – dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 3 w Ząbkach, która została pierwszą Szkołą w Chmurze Microsoft oraz nosi obecnie miano Microsoft Showcase School. To była bardzo długa i wartościowa rozmowa, dlatego dzisiaj chciałabym przedstawić jej pierwszą część.

Cecylia Szymańska-Ban: Proszę opowiedzieć jak Pan został dyrektorem szkoły ? Skąd, i kiedy pojawił się pomysł unowocześnienia placówki i wprowadzenia tak zaawansowanych technologii?

Tomasz Łukawski: Wszystko zaczęło się, kiedy zapisałem się do projektu „Intel – Teach to the Future”, w którym zostając szkolnym liderem, a następnie trenerem, przeprowadzałem szkolenia dla nauczycieli. Byłem już wykształconym nauczycielem informatyki, a dodatkowo ukończyłem studia dla szkolnych koordynatorów IT i to właśnie tam zapałałem pasją, do dzielenia się swoją wiedzą. Jeszcze w trakcie tych studiów napisałem projekt modernizacji wszystkich szkół w mieście, w którym w tym czasie mieszkałem. Szkół podstawowych było 13 i kilka gimnazjów. Ministerstwo Edukacji autoryzowało ten projekt do wdrożenia w moim 70-tysięcznym mieście. W tym czasie przeprowadziłem się do Warszawy i rozpocząłem pracę jako nauczyciel informatyki. Pani dyrektor gimnazjum, w którym uczyłem, chciała, aby nasza placówka się wyróżniała. Jako nowo przybyły zaproponowałem, aby stworzyć klasy informatyczno-matematyczne. Zadeklarowałem, że sam je poprowadzę i będę koordynował.  Gimnazjum szybko zyskało na popularności i uczniowie zapisywali się do tych klas, które prowadziłem ze swoją koleżanką „matematyczką”– Margaritą Biedrzycką. Tak rozpoczęła się informatyzacja gimnazjum. Nie było Internetu w szkole, nie było sieci, więc musiałem ręcznie zakładać „skrętki” i stawiać serwery. Szkoliłem nauczycieli, administrowałem szkolnymi sieciami komputerowymi, ponieważ ukończyłem kursy administrowania Microsoftowymi serwerami (Windows NT, potem SBS, Windows 2000). Później przyszła współpraca z firmą Vulcan i tworzenie dziennika elektronicznego. Pierwsze dzienniki firmy Vulcan były tylko „desktopowe”. Zaoferowałem swoją pomoc, żeby uruchomić dziennik elektroniczny dostępny online. Chciałem, aby rodzice mogli sprawdzać oceny dzieci w czasie rzeczywistym. Wykorzystując serwer w szkole zrealizowaliśmy pierwsze testy. I tak wdrożyliśmy dzienniki elektroniczne online w gimnazjum, jako jedni z nielicznych w Polsce. Nasze gimnazjum stało się pionierem we wprowadzaniu takiego rozwiązania.

Cecylia Szymańska-Ban: Czyli od samego początku: pasja, pasja, pasja i wizja?

Tomasz Łukawski: Oczywiście, wiązało się to z tym, że nauczyciele nie potrafili posługiwać się komputerami. Po lekcjach szkoliłem kadrę. Później prowadziłem warsztaty w innych szkołach. Po paru latach, zorientowałem się, że mam dużo spostrzeżeń na temat prowadzonych lekcji. Od zawsze byłem zwolennikiem nauczania przez zabawę, wykorzystywania wiedzy, ale i umiejętności. Stwierdziłem, że trzeba sporo zmienić w scenariuszu lekcji, nie tylko dodając technologie, ale zmieniając także metodykę. Moje doświadczenia doradcy metodycznego zaowocowały innym spojrzeniem na dydaktykę. W tamtym okresie byłem zafascynowany nurtem antypedagogikii i neurodydaktyki. Spojrzenie antypedagogiczne w wielkim uproszczeniu polega na tym, że dziecko nie wie, że się uczy, a nauczyciel staje w roli przewodnika ucznia.
Chciałem dzielić się wiedzą z nauczycielami. Zrozumiałem wtedy też, że aby zrealizować swoją wizję szkoły, muszę zostać dyrektorem. Zgadzam się z profesorem Maciejem Sysło, który twierdzi, że aby modernizować szkołę to najlepiej byłoby, aby dyrektor szkoły miał również kompetencje informatyczne i był koordynatorem zmiany.

Zostając dyrektorem przekazano mi do zarządzania szkołę bez komputerów. Na szczęście była już sieć kablowa, gdyż był to nowy budynek. Zaplanowałem w budżecie zakup komputerów oraz informatyzację placówki i przekonałem do tego pomysłu władze miasta. Przychylność młodego, prężnego burmistrza pomogła w zatwierdzeniu budżetu na inwestycje w nowoczesne technologie.

Cecylia Szymańska-Ban: Kiedy to wszystko się wydarzyło?

Tomasz Łukawski: To był rok 2010, kiedy skończyły się fundusze unijne z programu EFS i nie było żadnych systemowych projektów dla edukacji, a ja dostałem szkołę bez pracowni komputerowej, bez komputerów w bibliotece, kiedy miały je już wszystkie polskie szkoły, bez komputerów dla nauczycieli, bez dziennika elektronicznego i w ogóle nawet bez serwera. Internet dla szkoły udało mi się pozyskać za darmo, ponieważ porozumiałem się z lokalnym dostawcą i w zamian za usługę udostępniłem firmie dach, z którego mogła dystrybuować Internet na całe Ząbki.

To właśnie brak pieniędzy i trudne wyzwania zmusiły mnie do poszukiwania niestandardowych rozwiązań, a także poszukiwania innowacji.

Cecylia Szymańska-Ban: Potrzeba matką wynalazku?

Tomasz Łukawski: Na zasadzie partnerstwa publiczno-prywatnego w lokalnym wydaniu. W taki sposób pozyskiwaliśmy fundusze.
Zorganizowaliśmy festyn na Dzień Dziecka, na którym dzieci sprzedawały ciasta, rodzice sprzedawali różne rzeczy, organizowali quizy. Dzięki temu mogliśmy kupić pierwszą tablicę interaktywną.

Wynajmowaliśmy sale gimnastyczne i sale lekcyjne na różne zajęcia pozalekcyjne. Należałoby podkreślić przychylność Rady Miasta, która podjęła uchwałę, że środki z działalności gospodarczej szkoły dyrektorzy mogą gromadzić na rachunku dochodów własnych placówki i przeznaczać na cele statutowe szkoły.

Cecylia Szymańska-Ban: Czy dyrektorzy mogą nie oddawać tych pieniędzy?

Tomasz Łukawski: To wszystko zależy od gminy i od polityki jaka jest w niej prowadzona. Dyrektorzy środki gromadzone na rachunku własnym szkół oddają do budżetu gmin. Dyrektor takiej szkoły nie tworzy planu budżetowego, dostaje środki do realizacji. Natomiast ja planuję budżet, co wymaga większego zaangażowania i następnie przedkładam go do akceptacji burmistrzowi miasta. Planuję remonty i dbam o rozwój placówki. Muszę przekonywać radnych do tego, co jest ważne dla mojej szkoły i moich uczniów. Uzasadniam, że rodzice oczekują nowoczesnej szkoły i że dzięki technologiom wychodzimy z ciekawą ofertą edukacyjną. Udało nam się uzyskać wysokie wyniki ze sprawdzianu szóstoklasisty. Osiągnęliśmy wynik, jaki otrzymuje tylko około 10% szkół całej Polsce. Dwa lata temu, natomiast byliśmy w 5% szkół, które uzyskały najwyższe wyniki w kraju. Określa to tzw. „stanin ósmy”. Jest to dowód na zasadność stosowania naszych metod nauczania.

Cecylia Szymańska-Ban:  Wróćmy do początków, do samej informatyzacji: w którym momencie pojawił się Microsoft? I jak to przełożyło się na zarządzanie szkołą?

Tomasz Łukawski: Pomyślałem, że skoro skończyły się projekty EFS, to może Microsoft podarowałby ząbkowskiej szkole licencję SBS. W wyniku rozmów zostaliśmy poproszeni o przeprowadzenie pilotażu Office365. Chciałem jednak wykorzystać Office nie do zarządzania placówką, bo to jest zbyt pospolite, ale do wykorzystania w edukacji. Na pierwszym planie było dla nas dobro dziecka, aby technologia była dla niego wartością dodaną, aby dziecko miało z tego jakiś pożytek. Chodzi o wartość edukacji, a nie samą technologię używaną do zarządzania. Nadal mam w sobie instynkt nauczyciela, który podpowiada mi, że technologia powinna wspierać procesy edukacyjne. Zrobiliśmy ten pilotaż. W międzyczasie okazało się, że mam więcej pomysłów – chciałem tworzyć klasy wyposażone w tablety. Internet był zbyt słaby, więc podłączyłem do szkoły światłowód z nowym lokalnym dostawcą. Pozyskałem fundusze z budżetu miasta i z tych zarobionych przez szkołę pieniędzy. Wprowadziliśmy sami na teren szkoły koparkę, aby podłączyć światłowód. I to wszystko po to, aby tablety w szkole działały szybko. Okazało się, że wąskim gardłem jest infrastruktura wi-fi w szkole. Nie wszystkie tablety mogły się zalogować do sieci. I to znowu kwestia zaplanowania infrastruktury bezprzewodowej, ponieważ chcieliśmy, aby uczniowie dostali tablety, a nauczyciele korzystali z laptopów. Kluczowe jest to, aby nauczyciele identyfikowali się z wizją dyrektora. I aby rozumieli misję, jaką mają do realizacji w swojej pracy.

Zobrazuję to przykładem:
Pracowało trzech murarzy, którzy wykonywali tę samą czynność. Zapytano pierwszego: Co Ty robisz? Ten odpowiada: Ja układam cegły. Drugi odpowiedział: Ja buduję mur. Pyta się trzeciego: A Ty co robisz? Ten zaś odpowiada: Ja tworzę katedrę. I trzeci murarz, mimo że wykonuje taką samą pracę to dostrzega swoją misję. Ma pewną wizję swojej pracy. Jego mała cząstka pracy powoduje to, że on czuje, że tworzy wielkie dzieło.
Nauczyciele powinni tworzyć coś większego. Wydaje mi się, że to właśnie zawsze chciałem przekazać kadrze. Pragnę, aby nauczyciele czuli i widzieli sens swojej pracy. To samo dotyczy woźnej w szkole, dozorcy czy pani w administracji. Chciałbym, aby każdy wiedział, że jego wkład jest ważny dla całej placówki. Wierzę, że na tym można budować sukces.

Już w krótce druga część rozmowy, w której pytałam o to, jak szkoła w Ząbkach funkcjonuje obecnie. Zapraszam.